Moje dzieciaki jak tylko zobaczą w oddali ścianę lasu od razu proszą:
- Chodźmy na chwilkę! Tylko obadamy!
Czasami daję się przekonać i idziemy chwilkę „obadać” las. Często jednak obiecuję, że pójdziemy kiedy indziej. Tym razem przygotowałem przechadzkę specjalnie pod dzieci. W planach było łażenie po lesie, szukanie grzybów i na koniec ognisko z pieczeniem kiełbasek.
W ostatniej chwili do naszej grupki dołączył dziadek dzieci (mój ojciec). Strój miał nieco mało leśny, ale widocznie lubi być gryziony przez komary.
Dzieciom założyłem ubrania, które zakrywały jak najwięcej ciała (spodnie, bluzka z długimi rękawami, kapelusz),a jednocześnie nie powodowały przegrzewania organizmu. Wcześniej sprawdziłem na przedramionach dzieci, czy nie maja uczulenia na preparat zawierający substancję zwaną DEET (blokuje receptory komarów i kleszczy). Przyjmuje się, że dopuszczalne stężenie DEET w produktach dla najmłodszych może wynosić 10%. Ja natomiast miałem środek o stężeniu 50% DEET, dlatego dzieciom wysmarowałem tylko odrobinę miejsca gdzie ubrania kończyły się i którymi kleszcze mogły dostać się do skóry: kark i dekolt, okolice nadgarstków i kostek u nóg oraz w pasie, przy styku spodni ze skórą. Tak przygotowani ruszyliśmy w drogę.
Dziadek wyznaczał szlak, ja pilnowałem, żeby nikt nie pozostał w tyle. Dzieci z kijami w rękach dzielnie przedzierały się przez zarośla, wspinały na leśne wzniesienia i z chęcią właziły do wszelkiego rodzaju zagłębień.
Po godzinie dotarliśmy do miejsca wyznaczonego na ognisko. Jesienią jadłem tutaj leśne śniadanie, teraz dzieciaki zaliczą kolację. Zmęczone rozsiadły się na rozłożonej płachcie. Dziadek rozpalił ognisko i pokazał wnukom, jak piec kiełbaski. Zjedliśmy, napiliśmy się i odpoczęliśmy.
W momencie gdy zaczął padać niewielki deszcz, zaczęliśmy zwijać swoje tymczasowe obozowisko i gasić ogień. Gdy dzieci dowiedziały się, że żar można dogasić sikając na niego, nie był takiej siły, która by je powstrzymała przed uczynieniem tego. Synal gasił z ziemi, córuchna z powietrza. Po zatarciu śladów naszego leśnego bytowania, ruszyliśmy w drogę powrotną, która wiodła na styku lasu z łąkami. Rolnicy zbierający słomę z pola byli dodatkowa atrakcją.
Na koniec sprawdzanie, czy nikt nie załapał kleszcza i powrót do domu. Wyprawa udana dla każdego z jej uczestników. Dziadek zadowolony z czasu spędzonego z synem i wnukami, ja zadowolony z czasu spędzonego z ojcem i dziećmi, dzieci zadowolone z czasu spędzonego z tatą i dziadkiem. Zagmatwanie napisane, ale ma sens.